środa, 16 lipca 2014

Refleksje inspirowane #2

Mephowe zaraźliwe myśli - tu czytaj.



Przeczytałam niezliczone ilości creepypast, termin urban legend nie jest mi obcy. Horrory połykałam po kilka w tygodniu, nawet mnie specjalnie nie ruszały niezależnie od tematyki. Muszę przyznać, że byłam sceptykiem, podchodziłam do tego jak do czystej fikcji, kompletnie abstrakcyjnym było dla mnie przełożenie tego na realne życie - i to było podejście zdrowe, niestety, wynikało nie tyle z dystans do świata czy lichej wrażliwości (bo tę mam wręcz przesadzoną), a ze zwykłego zagubienia w wierze. Gdy odnalazłam się we własnych poglądach, usztywniłam swoje zasady i przekonałam samą siebie do swoich pomysłów na widzenie świata w taki a nie inny sposób, obudziłam się z całkowitą pewnością, że świat jest trochę bardziej metafizyczny niż niektórzy by chcieli, a duchy i demony to nie czysta fikcja, fikcyjne są jedynie konkretne o nich opowieści. Przyznaję, że wpływ na takowe spojrzenie na świat miały relacje mojej mamy, która z duchami miała kiedyś do czynienia, a jako że należy do tych osób, których osądy uważam za jedne z bardziej racjonalnych, jest to nie tylko kwestia zaufania do jej prawdomówności, ale także do trafnego jej osądu właśnie.
Wtedy właśnie zaczęłam się bać przy horrorach. Nie przy każdym i nie wszędzie, są takie, które szczególnie oddziałują na mnie dopiero w kinie, przy odpowiednim nagłośnieniu i z wielkim ekranem. Przykładem takowego może być film "Uśpieni", który - zapewne po części przez śmiesznie niski budżet - do filmów specjalnie dobrych nie należy, ale wystraszył mnie parę razy przez tematykę taką a nie inną, ale przede wszystkim - przez porządny dźwięk w kinie, bo jak czasem coś huknęło, można było dostać zawału. Na szczęście serce mam raczej zdrowe :D.
Meph się zastanawia, oddziałując na który zmysł najłatwiej byłoby go przestraszyć. Od razu sobie pomyślałam, że nie tyle konkretne bodźce przerażają mnie najbardziej, a ich kombinacja, przy czym dość znaczący może być... ich brak. Automatycznie staje mi przed oczami sytuacja, w której będąc sama w domu przestają cokolwiek widzieć, kompletnie pozbawiona wzroku i skazana na przeróżne dźwięki zmuszona jestem przeżyć całą noc. Nie potrzebuję krzyków ani szeptów, nie potrzebuję gwałtownego trzaskania drzwiami czy przewracającej się szafy, nie potrzebuję nawet wyraźnie słyszalnych kroków przy pełnej świadomości, że w domu nie ma prawa znajdować się nikt poza mną. W takich warunkach przerażające są lekko obijające się okiennice w kuchni, uderzające o szyby, poruszane wichurą gałęzie są dźwiękami oddziałującymi na człowieka ogromnie. Zwłaszcza przy straszliwej, cywilizacyjnej ciszy, o porze, gdy samochody nawet nie próbują koło mojego domu przejeżdżać, a pozbawiona wzroku nie jestem w stanie nawet podejść do komputera i włączyć wesołej muzyki, która zakłóciłaby te naturalne, towarzyszące nam na co dzień, a jednak wyjątkowo poruszające dźwięki. Bo widzicie - wyobraźnię mam ogromną i dość łatwo ją pobudzić. te dźwięki przy niemożności zobaczenia czegokolwiek przywodziłyby na myśl mnóstwo podobnych, u poza tymi oczywistymi ich źródłami wewnętrznymi oczami dostrzegałabym mnóstwo innych, zdecydowanie mniej przyjemnych. Nakręciłabym się sama, sama zarzuciłabym sobie na szyję pętlę strachu. 
I wtedy dzwoni telefon, a ja schodzę na zawał.

sobota, 12 lipca 2014

Maziu-maziu, maziu-maź

Plan regularnego rysowania póki co nie został zaprzepaszczony, idzie mi to całkiem nieźle - czyli faktycznie rysuję (efekty raczej mierne, toteż niespecjalnie mam się czym chwalić, chociaż pewnie prędzej czy później to zrobię, bo nie wytrzymam, ale co tam, krytyka zawsze fajna, i tak mnie to nie zaboli! :<).
Rysuję buźki, oczka,noski, dłonie, jakieś kulki, dzbanki i kubki. A co, ćwiczyć trzeba. Bez ćwiczeń nie ma nic.Chyba, że jest się obdarzonym geniuszem rysunkowym dzieckiem, takie tworzą cuda w wieku lat pięciu. Ja obdarzona nie jestem i w sumie może to i dobrze. Geniusz sprzyja lenistwu a lenistwo fujka-fujka.

środa, 9 lipca 2014

Kap, kap i spadające biustonosze

Zaintrygowałam? To super, ale jeszcze sobie poczekacie.
Chociaż nie, powiem to wprost.
Cycków nie będzie.


Skoro zboczuchy już sobie poszły... To się przyznam, że chodzi o wiatr. Dużo wiatru. I takiego mocnego, aż klamerki nie pomagają! Doszło do tego, że mój biustonosz poleciał pod prostopadłą do tej z balkonem ścianę bloku. Się działo! Na szczęście został schwytany nim uciekł gdzieś dalej.
Wiatrom towarzyszą deszcze, takie ulewne i krótkie urwania chmury. A tym z kolei towarzyszą burze - przyznaję, że bardzo mi to odpowiada, nie bez powodu przecież nazywam taką aurę swoją ulubioną, zastrzegam sobie jednak prawo do bycia w tej kwestii kapryśną i lubienia jej tylko wtedy, gdy jest przynajmniej względnie ciepło, ewentualnie zimno, ale nie muszę nigdzie wychodzić.Zmarzluch jestem, co poradzić - za mało tkanki tłuszczowej.
W każdym razie warunki pogodowe spełniają moje oczekiwania nawet jak weźmie się pod uwagę wszystkie możliwe kryteria, toteż pozostaje się cieszyć.
I łapać biustonosze. @_@
W sumie i tak lepiej mieć balkon niż nie mieć. Przyjemnie na takim posiedzieć, a moja nabyta (bo absolutnie nie wrodzona) praktyczność mówi, że to idealne miejsce na wieszanie prania w ciepłe dni. Wcześniej o tym nie myślałam, teraz jednak nie mam balkonu. 
Tak więc odczułam, i jest mi smutno.
Zwłaszcza, że nie mam pralki - ale to w Krakowie, a teraz jestem w domu, więc nie muszę się przejmować.
Relaks time :3

niedziela, 6 lipca 2014

Zaszczeka, czy nie zaszczeka? Oto jest pytanie... (wersja druga poprawiona)

Jutro przyjeżdżają po mnie rodzice i...
Jadę...
Do...


DOMU!!!

Spotkam rodziców i spędzę z nimi dużo czasu. Pooglądam z bratem filmy i zobaczę w końcu pieska! Ciekawe, czy będzie na mnie szczekać - to jest jej pierwszy odruch za każdym razem, gdy widzi mnie po długiej nieobecności. Szybko jednak naprawia swój błąd i zaczyna wokół mnie skakać z radości, popiskując przy tym po swojemu. Ehh, kocham tego kudłacza. Swoją drogą musi jej być bardzo gorąco z tą całą sierścią... Przejadę się z nią i z tatą nad jezioro, w końcu wszyscy lubimy wodę. Mam nadzieję, że pogoda dopisze - i że się opalę, bo są wakacje. Co prawda nie zamierzam specjalnie leżeć na słońcu, ale miło byłoby być trochę bardziej brązową, bo jak jestem taka blada to czuję się strasznym odludkiem, jakbym w ogóle z domu nie wychodziła.
A to nie jest fajne. Życie toczy się nie tylko w czterech ścianach!
Tegoroczny cel - relaks i zabawa.
Bo nie pracuję.
A co, szlachta się bawi :>

wtorek, 1 lipca 2014

Glucik przed komputerem


No to po sesji. Co miałam zdać to zdałam, reszta zostaje na wrzesień, czyli wszystko pod kontrolą.
Teraz ganiam po dentystach i się relaksuję. Niedługo powinnam wrócić do domu, tak więc wakacje spędzę wyjątkowo z rodziną i przyznaję, że bardzo mnie to cieszy. Takie krótkie odwiedziny co jakiś czas na jakie udaje mi się przyjeżdżać mnie nie satysfakcjonują.
W każdym razie siedzę. I się lenię. Oglądam anime, czytam mangi, gram w gry komputerowe... No, siedzę przy komputerze dużo. Ale cóż, taki los Gluta, że ma dużo zainteresowań i Internet/ komputer daje możliwości czerpania z nich garściami. 
Ale muszę się pochwalić, że rysuję. Kupiłam ołówki i zeszyt i ćwiczę. Mam zamiar podejść do sprawy poważnie, nauczyć się czegoś, a nie bazgrolić bez sensu, a może uda mi się wrócić do tego, co było w gimnazjum. Nie znaczy to jednak, że porzucę rysowanie Glucika czy innych głupot, sprawia mi to przyjemność przecież. A na wszystko znajdę czas - w końcu są wakacje.
:3

Mission completed, wrzuciłam Gluta przed komputerem. Yay! :D