poniedziałek, 3 listopada 2014

Refleksje inspirowane #3

U Mepha znów produktywnie. Szkoda, że tak mało pisze, zawsze coś na tym skorzystam, zawsze dostarcza jakiś ciekawy temat do rozmyślań.
Wszystkich Świętych ulubionym świętem? Jakkolwiek mnie to zaskakuje, tak dostrzegam w tym coś sensownego. Przyjemnie jest czasem tak przysiąść i pomyśleć, zadumać się, otoczyć smutkiem, który nie sprawia przykrości i który wita się z otwartymi ramionami, zamiast go odpędzać. Nie ma takiego drugiego dnia, jak właśnie Wszystkich Świętych - klimat 1. listopada nie został zniszczony komercją, a na ludzkie zachowanie można przymknąć oko. Cmentarze wyglądają wtedy piękniej i bardziej nostalgicznie niż o jakiejkolwiek innej porze roku. Sama lubię patrzeć na światła zniczy, wyglądają wyjątkowo magicznie zwłaszcza z oddali, gdy w zasadzie są w naszych oczach jedynie maleńkimi, błyszczącymi kropkami - niczym świetliki, tylko trochę większe.
Pogoda tylko pomaga - nieważne czy w dzień świeci słońce czy nie, w nocy jest już zimno, a tak się składa, że ściemnia się już szybko. No i jesienna otoczka uśpionych na zimę drzew, niby martwych, przybliża tylko tematykę śmierci. Jest poważniej, smutniej i zimniej. Nostalgiczniej. Tu gdzie mieszkam są teraz niesamowite mgły, więc po takim spacerze po cmentarzu przyjemnie jest usiąść przy oknie z kubkiem czegoś ciepłego. Idealny nastrój do rozmyślań i wcale go nie zmarnowałam, aczkolwiek moje myśli z tego dnia nie są czymś, czym chciałabym się dzielić, przynajmniej w tej chwili.

Smutnym jest, że Boże Narodzenie, na które ja czekam z ogromną przyjemnością, budzi w ludziach tak różne emocje. Wiem dobrze, że zakłamanie i nieszczere uśmiechy niszczą to, co jest w grudniowej rocznicy najważniejsze - w końcu mają to być dni szczęścia, radowania się i rodzinnego ciepła. Nie potrafię jednak winić o to samych świąt, nie potrafię zacząć patrzeć na nie bardziej negatywnie. To, jak bardzo ludziom zależy, by okłamywać siebie i innych to nie jest mój interes. Ja, dostrzegając w Bożym Narodzeniu piękno i okazję do radości, cieszę się niewymuszenie i szczerze i mam to szczęście, że dotyczy to także moich bliskich. Nasze święta wypełnione są radością i ciepłem, którego niektórym, za bardzo przejętym zakupami i materialną otoczką, zwyczajnie brakuje.

Cieszę się zapachem mandarynek - to dla mnie pierwszy krok w stronę świąt, pierwszy sygnał, że się zbliżają. Są wtedy tanie, a ja bardzo je lubię, więc w zasadzie ciężko o dzień, gdy nie mam w domu chociaż kilku. Szczerej radości punkt 1.

Cieszę się ozdobionym miastem, choinkami, czapkami mikołaja na ludzkich głowach i Ciastkiem, przechadzającym się ulicą Floriańską. To jest drugi krok, bo ozdoby zaczynają się pojawiać niedługo po Wszystkich Świętych. Wiem, że jest to komercyjny chwyt na umilenie ludziom zakupów i zachęcenie ich do wydania większych sum, dla mnie jednak miasto przyozdobione świątecznie jest po prostu ładniejsze, cieplejsze. Szczerej radości punkt 2.

Muzyka świąteczna. Na szczęście pojawiają się trochę później niż świąteczne ozdoby, piosenki mają bowiem tendencję do szybkiego się nudzenia. I choć te utwory rzadko są wybitnie górnolotne, mają proste teksty i dość zwyczajną muzykę, tak łączy je jedno - są pozytywne i radosne a w połączeniu z wkręcaniem się w mózg niczym całkiem niezła śruba sprawia to, że naprawdę przyjemnie mi się ich słucha. Potrafię się też zamęczać nimi w domu, a co. Szczerej radości punkt 3.

Prezenty. Jasne, branie jest fajne, zwłaszcza, że odmawiam przyjmowania pieniędzy. Swoją drogą zawsze mnie dziwiło, dlaczego niektórzy traktują pieniądze jak dobry prezent - przecież to nie jest nic przyjemnego, pieniądze można sobie zarobić i samemu kupić to, na co ma się ochotę, a tak różnica polega jedynie na tym, że pochodzą z cudzej kieszeni. Pieniądze to prezent prosty i niewymagający, jak się nie wie, co kupić dziecku, to zamiast ruszyć głową i pomyśleć, co lubi/ co się mu przyda/ z czego się ucieszy, daje mu się pieniądze, by zaspokoiło się samo. WTF?
A i tak znacznie lepsze od brania jest dawanie. Szukanie prezentów samo w sobie należy do czynności przyjemnych, a zadowolenie bliskich osób to już w ogóle jest apogeum szczęścia. Szczerej radości punkt 4.

Spotkania rodzinne. Oczywiście fajnie by było, by spotkania z bliskimi mogły się odbywać niezależnie od okazji, ale niestety - gdy są okazje, z reguły jest też wolne, a więc możliwość wyjazdu. Dla mnie to szczególnie ważne, gdyż droga do domu zajmuje mi 7-11 godzin.
Jej, a jak cudowne jest to, że wszyscy naprawdę się cieszymy z tych chwil. Spędzamy ze sobą dużo czasu i czerpiemy z niego dużo radości. Szczerej radości punkt 5.

Jak pomyślę, że wielu ludzi nie potrafi się cieszyć świętami, bo uważa je za przepełnione fałszem i komercją, trudno mi się dziwić. Jest to kwestia spojrzenia na świat. Nikt mnie jednak tym nie zaraził i jestem pewna, że tak się nigdy nie stanie. Dostrzegam w świętach piękno i zakłamanie innych ludzi jest czymś, co mnie nie dotyka i nie obchodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz