sobota, 14 grudnia 2013

Pora grzewcza

Ahh te ciepłe kaloryfery - bez nich byłoby naprawdę ciężko. Nadal czuję to zimno panujące w mieszkaniu na Ruczaju - nie szło zwlec się z łóżka, tak bardzo dziewczyny je wyziębiały. Na noc (cudem!) zgodziły się ustawiać ogrzewanie na stopni - uwaga - piętnaście i byłabym gotowa przysiąc że wejście do łazienki rano było najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić. Nawet wieczorem kąpiel była dla hardkorów, bo pozwalały sobie na ledwo osiemnaście stopni i nierzadko miałam wrażenie, że zwyczajnie zamarznę! To było straszne, okropne. Najlepsze było to, że same twierdziły, że jest ciepło, a siedziały cały dzień pod kołdrami w dwóch bluzach/ swetrach.

ALE MAM TO JUŻ ZA SOBĄ!
Teraz to ja dyktuję sobie temperaturę i przysięgam, że nigdy w życiu nie zgodzę się na to, by w moim mieszkaniu było zimno. Jest cieplutko, przytulnie i nic, tylko siedzieć, pić herbatkę i oglądać filmy, gdy za okrem szaleją wiatry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz