piątek, 13 grudnia 2013

Ludzie (nie)wierzący

Ostatnio miałam okazję pomyśleć o tym, co sądzę o ludziach wierzących, a konkretniej - o ludziach, którzy mając duże problemy idą do kościoła, chociaż nigdy nie mieli takiego zwyczają. Po prostu idą i... proszą. Nie przepraszają za popełnione błędy, nie dziękują - tylko proszą. Ni z tego ni z owego zaczynają zwracać się o pomoc do Boga, którego przez większość życia ignorowali; takie typowe, "jak trwoga to do Boga". Nie potrafię uszanować takiej postawy. Sama gdy do niego mówię, prędzej podziękuję albo za coś przeproszę, opowiem mu co o czymś myślę, ewentualnie się wyżalę, ale nie proszę, bo sama czuję się odpowiedzialna za własne życie. A przede wszystkim kocham Boga za ten świat, który nam stworzył i za tych wszystkich cudownych ludzi, których napotykam na swojej drodze i uważam, że gdybym nie potrafiła robić nic więcej ponad błaganie o pomoc, nie byłabym tego godna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz